Szczęśliwie zakończyły się poszukiwania polskiego kitesurfera, który wypłynął w piątek przepłynąć Morze Czerwone. Polak wystartował rano z egipskiej El Gouny, a do pokonania miał 200 kilometrów. Pierwszy sygnał "SOS" nadał około godziny 17:00. Poszukiwania trwały niemal dwa dni - dopiero w niedziele o godzinie 14:00 służby ratownicze Arabii Saudyjskiej poinformowały, że odnalazły Lisewskiego całego i żywego.
- Był "hardkor", naprawdę, to była najgorsza, a zarazem najlepsza noc w moim życiu. Musiałem użyć wszystkich swoich zmysłów, żeby nie zostać zjedzonym. Było jedenastu chętnych - od półtora metra do trzech - na mój sprzęt i na mnie. Ale również latawiec uratował mi życie, ponieważ rekiny atakowały od spodu i zatrzymywały się na latawcu, a ja w tym momencie je również atakowałem i dawały spokój - opowiadał Jak Lisewski, w rozmowie z reporterem radia TOK FM.